Niebo całkowicie schowane za chmurami. Zupełna ciemność. Dookoła cienie drzew i leśna cisza. Odwrócenie zmysłów. Zapach kawy. Jej smak. Zupełnie inny, lepszy, bardziej intensywny. Przepełniony uczuciem szczęścia.
Górska hala. Trzy namioty. Noc w lesie. Deszcz, przeszywający chłód i świt pod świerkiem w oczekiwaniu na tych, dla których tam przyjechaliśmy. Czas zupełnie wyjątkowy. Pozwalający zrozumieć i odczuć każdym najmniejszym kawałkiem ciała, że obecny na co dzień konsumpcjonizm i pragnienie posiadania wszystkiego na już, jest tworem sztucznym, zniewalającym. W górach jest inaczej.
W lesie czas zwalnia. Zaczynasz widzieć bardziej, słyszeć dokładniej, czuć intensywniej.
Stajesz się na moment częścią czegoś większego, mądrzejszego, lepszego. Odkrywasz, że samo czekanie ma sens. A w lesie czekania jest dużo. Jest ono wartością samą w sobie.
Świt ma w sobie coś z magii. Ta krótka chwila pomiędzy nocą i dniem. Połączenie dwóch światów. Przejście między dwoma wymiarami. Mój ulubiony czas.
Zapach kawy w górach.
Fascynacja górami spadła na mnie zupełnie przypadkowo. Nie spodziewałam się jej. Przyszła z zaskoczenia i uderzyła ze zdwojoną siłą. Szukając wilków, znalazłam miejsce, gdzie czuję, że jestem tam, gdzie być powinnam. Miejsce idealne, po brzegi wypełnione tym, czego potrzebuję.
Moje oczy zawsze były skierowane w stronę morza. To tam odnajdywałam to czego szukałam. Gdy ląd znikał za rufą jachtu wszystko stawało się prostsze, normalniejsze. Z każdą przepłyniętą milą wypełniał mnie coraz większy spokój. Rytm wacht, mój rytm.
Teraz patrzę w dwie strony.
* Za każdym zachwytem, pasją ukryci są ludzie, którzy pojawili się w naszym życiu w odpowiednim momencie. Michał, dziękuję za uczenie mnie gór i lasu.