z przełomu XIX i XX wieku Maria Montessori? Tego nie wiadomo. Pewne jest za to, że mimo upływu lat jej idee nie tracą na popularności, wręcz przeciwnie – na całym świecie powstają kolejne przedszkola i szkoły montessoriańskie. Dziś jest ich już ponad 20 tys. Moda na nie dotarła też do Polski.Rola skrawka czerwonego papieruOryginalny Casa dei Bambini, czyli Dom Dzieci, w którym Montessori po raz pierwszy wypróbowała swoje metody wychowawcze, powstał w 1907 roku w robotniczej rzymskiej dzielnicy San Lorenzo. Jej wizja edukacji narodziła się podobno w czasie spaceru, gdy na ulicy minęła kobietę trzymającą za rączkę dziecko Maluch w drugiej ręce trzymał pasek czerwonego papieru, na którym skupił całą swoją uwagę. I właśnie to dawało mu radość. Ten obrazek zwrócił uwagę Montessori na proces przyswajania umiejętności i wiedzy
o świecie. Uznała, że nie można marnować dzieciństwa przez tradycyjne wychowanie.Czym dziś wyróżniają się placówki zainspirowane włoską metodą?
Bazują na samodzielnym poznawaniu świata przez dzieci. Zakładają, że dziecko uczy się najefektywniej, gdy zajmuje się czymś, co je w danym momencie pasjonuje.
W tradycyjnej szkole pyta nauczyciela: „Co mam robić?”. I słyszy: „Przepisać temat z tablicy i zrobić z książki ćwiczenie siódme”. W szkołach Montessori nauczyciele pytają, ale uczeń powinien spróbować sam na stawiane pytania odpowiedzieć. Czasami znajduje odpowiedź po kilku chwilach, innym razem po kilku dniach. Nauczyciel nie stara się go popędzać w myśl zasady „podążaj za dzieckiem”. A każde dziecko na naukę danej rzeczy ma swój czas.
Podział na roczniki jest sztuczny
Widać to doskonale, gdy zajrzymy do klasy, gdzie w jednej sali równie dobrze mogą uczyć się i sześciolatki, i ośmiolatki. Montessori zakładała, że podział na roczniki jest sztuczny, a rozwój nie zawsze zależy od daty urodzenia. Dzięki mieszanym grupom uczniowie w różnym wieku mogą zarażać się pasjami, a starsi dopingują do uczenia się nowych rzeczy tych młodszych.
Tak było w przypadku Claire Mas, która uczyła się w szkole Montessori na południu Francji: – Przeskoczyłam klasę dzięki temu, że nauczyciele traktowali nas i program elastycznie. Pamiętam, jak któregoś dnia podeszłam do nauczycielki i powiedziałam, że jestem gotowa, by przejść do starszej grupy. Znałam dzieci z niej, miałam tam koleżanki
i kolegów. Nauczycielka pozwoliła mi na to, a potem przekonała moja mamę, że nie ma sensu, żeby mi tego odmawiać. Żeby ułatwić mi przejście do wyższej klasy, przyniesiono trochę zabawek i ćwiczeń dla młodszych uczniów. Udało się.
Clair nie jest w stanie dziś mi powiedzieć, czy gdy poszła do szkoły, już była niezależna, czy to właśnie ona to w niej wyzwoliła. – Pamiętam, że z jednej strony mogłam robić to, co chciałam, a z drugiej – to dawało poczucie odpowiedzialności już w młodym wieku.
Bo wolność wyboru to odpowiedzialność – tłumaczy. – Nigdy się nie nudziłam i nie czułam zmuszana. Nauczyłam się za to podejmowania decyzji, dążenia do celu.
W szkole dzieci były bardzo różne, niektóre miały niepełnosprawności. Ale nie przypominam sobie żadnego gnębienia czy dokuczania z tego powodu.
W tym porządku jest metoda
Na każdym kroku starają się mu pomóc. – Widziałam, jak do podenerwowanego kolegi kilkulatek mówi: „Popatrz teraz na mnie. Musisz teraz zrobić tak i tak, dzięki temu wszystko będzie dobrze” – opowiada. – Dzieci uczą się wzajemnie, bo dla nich nauka jest naturalnym procesem. W tradycyjnych szkołach zakłada się, że dzieci muszą mieć stopnie, punkty, gwiazdki, coś, co je zmotywuje. My tego nie potrzebujemy, bo wierzymy, że dzieci lubią się uczyć, są ciekawe świata i innych ludzi, a to jest dla nich coś naturalnego. Nauka jest jak oddychanie – tłumaczy.Takie podejście spodobało się Dorocie Zmarzlak z Warszawy, której dwie córki uczą się w klasach z systemem montessoriańskim. – Bardzo podoba mi się też ład, porządek, żeby nie powiedzieć – pewna ascetyczność tych placówek. W czasach przeładowania bodźcami, zabawkami, gadżetami takie czyste, uporządkowane miejsce bez zabawek, jedynie z pomocami Montessori, jest takim oddechem.
Dzieci się nie nudzą
Zmarzlak zapewnia, że nigdy od córek nie usłyszała: „Mamo, a u nas nie ma zabawek”. Starsza córka w tym systemie uczy się już osiem lat (zaczęła w przedszkolu, dziś kończy podstawówkę). – Niektórzy mogą myśleć, że to takie szkoły, gdzie dziecko robi, co chce. Ale po tych latach widzę, że to jedna z bardziej zdyscyplinowanych szkół, jakie znam. Granice są bardzo jasno wyznaczone, ale też dość szerokie i dzieci naprawdę mogą wybierać wiele aktywności. Dodatkowo to słynne „podążanie za dzieckiem”. Rzeczywiście daje przestrzeń na rozwijanie własnych zainteresowań – dodaje.
W Montessori rodzice na początku też muszą się wiele nauczyć. Joanna Maghen
z Polskiego Instytutu Montessori, która na co dzień szkoli nauczycieli, mówi:
– Rodzice chcą, by ich czterolatek był niezależny, ale kiedy niezależny jest dwunastolatek, mają z tym już pewne problemy. Obawiają się też utraty kontroli nad edukacją dziecka. Bywają zaniepokojeni, gdy okazuje się, że nauczyciel nie korzysta
z podręcznika. Muszą się też nauczyć, że pytanie: „Jak było w szkole?” nie ma większego sensu. Trzeba zadawać szczegółowe pytania.
Bo dziecko w naszym systemie może powiedzieć: „Niczego się dziś nie uczyliśmy”. Tylko że to będzie nieprawda. Ono po prostu nie zauważy, że w ogóle się uczyło, bo to, co robiło danego dnia, było dla niego zabawą.
Katarzyna Zwierzchowska, żeby ułatwić rodzicom ocenianie postępów w rozwoju dzieci, przygotowuje dla nich specjalne newslettery, gdzie opisuje, co się działo
w danym tygodniu.
– W tradycyjnej szkole usłyszałabym pewnie: „Pani córka ma problem z…”.
Ja słyszę: „To jest obszar do dalszego doskonalenia” – dodaje Zmarzlak.
Krytycy uważają, że to nic innego jak bezstresowe wychowanie, które nie może dobrze się skończyć.
Powrót do rzeczywistości
w normalnych szkołach, choć dla pracujących tam nauczycieli mogą być wyzwaniem. – Gdy moja córka poszła do tradycyjnego gimnazjum, jedną
z pierwszych rzeczy, które zrobiła, było podejście do nauczycielek z kanapkami. Uznała, że zje z nimi lunch, żeby lepiej się z nimi poznać. Były w szoku.Źródło: http://wyborcza.pl/1,75476,15601869,W_szkole_Montessori_nauka_ma_byc_jak_oddychanie.html